wtorek, 9 grudnia 2014

Herezja to Szkoła Autonomicznego Myślenia

Podstarzały cherubin z brodą, generalny sekretarz śnieżnych dni i pierwszy spowiednik jakiego miałem- zaskakujący, ofiarny i punktualny jak szwajcarski zegarek. Takim go pamiętam. I takim pochowam razem z własnym ciałem. Uchodził za człowieka z pogranicza światów, dla którego żelazna kurtyna i różnice językowe nie istnieją. Był namacalną opowieścią o ukrytych w człowieku potrzebach wspierania. Mit dobroci w ludzkiej skórze, ubrany w ciało z krwi i kości, którego usta dogadają się z każdym, kto tylko tego zapragnie. A to, że mówił głównie po lapońsku i rosyjsku nie miało żadnego znaczenia... Przylatywał z początkiem grudnia i przez kilka chłodnych dni podsłuchiwał dziecięce głowy; łapiąc orient w nastrojach szczeniackiej masy- obietnicami barwnych prezentów. Na cwaniaków czekały rózgi, drewniane nitki symbolicznej chłosty. A na pokornych- rzeczywiste niespodzianki. Ruchy jakie przy tym wykonywał nosiły cechy ducha lub nieprzewidywalnego komandosa: wchodził zamkniętym oknem, brudnym kominem, przez ścianę lub kratkę wentylacyjną, a jego hojność zostawiała namacalny ślad, gdzieś w bucie lub pod poduszką, że słowo lubiło przyodziewać swoją płynność w namacalną materię. Niestety nigdy nie widziałem twarzy jego, nie złapałem go też za pas, brzuch czy nogawkę, by obwąchać ciało jakim dysponował, jak tropiciel- pies, choć czułem, że jest gdzieś obok, gdzieś zaraz za mną, a jego moc nie posiada ograniczeń.

piątek, 5 grudnia 2014

KIM JESTEŚMY? SKĄD PRZYCHODZIMY?

DEKADA BUNTU - H I T !

*** Fragmenty książki: Solidarność, będąca fenomenem związkowym i społecznym, posiadała niejednolite oblicze kulturowe. Muzyczne pasje intelektualistów, jeśli w ogóle istniały, to zaczynały się gdzieś na piosenkach Mieczysława Fogga, a kończyły na Jacku Kaczmarskim czy Przemysławie Gintrowskim. Rock z pewnością budził tutaj skojarzenia z The Beatles bądź Czesławem Niemenem. Jak zauważył Robert Jarosz, to właśnie intelektualiści, artyści, literaci związani z Solidarnością uważali się za awangardę kulturową i w większości gardzili zjawiskiem stojącym tak nisko jak punk. W solidarnościowym nurcie liberalno-intelektualnym punk spotykał się z lekceważeniem, zupełnym ignorowaniem. Z wielką niechęcią do punków odnosili się też identyfikujący się z Solidarnością robotnicy. Jak wspominał Jarosław Janiszewski, w latach 80. najchętniej razem ze studentami z NZS zorganizowaliby sojusz robotniczo-studencki, aby spacyfikować obrzydliwych „szaleńców z irokezami”. Niechlujnie ubrane, dekadenckie punki budziły jednakową niechęć zarówno partyjnego betonu, jak i narodowo-katolickiej części Solidarności. Mimo pozornej różnicy, wyniesiony z domu rodzinnego konserwatyzm i strach przed nowością sprawiały, że, estetyka dwóch zantagonizowanych stron była niemal identyczna. Jak zauważył Krzysztof Varga: „Tych ludzi poza faktem, że jedni negowali Boga i chrześcijaństwo, a drudzy znajdowali w nim oparcie, nie za wiele różniło”.

środa, 3 grudnia 2014

Tak...

ZAPAMIĘTANIE rządzi światem każdego. A zatem moją czasoprzestrzenią również. I jest go tak dużo, że nie sposób wszystkiego ogarnąć jedną głową, myślą luźna, a nawet duszą. To rak podskórnej warstwy, jednostka chorobowa niematerialnego wnętrza, wyjadacz i balast radości permanentnej, teoretycznie niezniszczalnej. To nieuleczalne obciążenie. To wciąganie pod wodę. Pchanie pod stryczek. Pod nieodkształcalne szaleństwo. Aby nie zaklinować codziennego oddechu w możliwym zagrożeniu, w dotkliwym jak wścieklizna, jak pręga zakaźna ukąszeniu światłem tak zwanego życia , należy rzygnąć ubraną w słowa myślą, by od czasu do czasu wypuścić na zewnątrz ciała nadmiar nagromadzenia faktów, jakim wypełniamy życiorys świata całkowitego. Inaczej zdechniemy uduszeni autorską siatką kroków, życiodajnych ruchów, które udźwiękowiają głos wszechświata. Zaklinają próżnię. Barwią kosmos oraz ludzkie sny.

piątek, 14 listopada 2014

"INTERPRETACJE"

Jakoś tak się złożyło, że za sprawą dźwiękowca Szczepana [szefa technicznego katowickiego festiwalu] zostałem wciągnięty w listopadowy mechanizm "busoli współczesnego życia teatralnego" Katowic, a nawet całego kraju... Dzięki jego propozycji- zmontowałem i rozebrałem: "DRUGĄ KOBIETĘ" w reżyserii Grzegorza Jarzyny, "CHOPINA BEZ FORTEPIANU" Michała Zadara oraz "SYNKA" według- byłego asystenta Lupy i Petera Zelenki- Macieja Podstawnego. Ten ostatni spektakl wcisnął w fotel najmocniej moją głowę, rąbnął w potylicę ciężarem autopsyjnej filozofii reżysera, olśnił zwoje myślowe genialnością prostego scenariusza... Najważniejszym jednak "wydarzeniem" dla mnie był osobisty udział, nie tyle w montażach i demontażach, co w prowadzeniu światła punktowego [SPOTLIGHT 1200 W] w obrazie Jana Klaty- TERMOPILE POLSKIE. Oczywiście scenografka i reżyserka światła Justyna Łagowska była tym faktem wielce przerażona, przez co nawet słów podziękowania od niej nie usłyszałem, jednak najistotniejsze jest to, że mimo nieprzygotowania i stresogennego elementu zaskoczenia jakim zostałem przez nią obdarowany- dałem radę! Aż chciałoby się więcej, i więcej tego... ŚWIATŁA!

piątek, 3 października 2014

"GROTA HELENY"

Na obiekt ten natknąłem się rok temu, 21 września, w dniu swoich urodzin. Jednak dopiero 1 października bieżącego roku udało się mojej osobie do niego wejść- po raz pierwszy! I myślę, że jest to coś głębszego, że szczelina na swoim "obecnym" końcu "radykalnie" skręca w lewo i przeradza się w coś poważniejszego, w jaskinię pokaźnych rozmiarów, świadczy o tym materiał ziemny, który stale schodzi w dół... Niestety, żeby zweryfikować swoją hipotezę, musiałbym odkopać kilkumetrowy gruz kamienny w części ogólnie dostępnej teraz i pokonać "próg" skalny blokujący dalsze, głębsze wejście w okolice "końcówki" widzianej szczeliny. Co z tego jednak wyniknie, czas dopiero pokarze, gdyż przyszła jesień, zima też jest blisko, a w pojedynkę za wiele nie zdziałam... Tak czy inaczej- odkrycie moje dedykuję matce- HELENIE! ----- PS: Obiekt ten był "odwiedzany" już wcześniej przez ludzi i zwierzęta [ery współczesnej]: świadczą o tym odchody i śmieci [puszki i butelki porzucone przez "imprezujących" w skale homo-sapiens]. Nikt z nich nie pogłębiał jednak tej komory i nie wszedł dalej niż ja. Potraktowano ją wyłącznie przelotnym pobytem. Nie inaczej.

"DOMEK JORGI"

Jest to (bezimienna) formacja skalna, na która natknąłem się podczas nabierania wody ze strumienia (30 września) w czasie pieszego marszu w rejon południowy Jury Krakowsko- Czestochowskiej. Obiekt przypomina dom: posiada drzwi i okienka po ich bokach oraz otwór wentylacyjny w sklepieniu, tak zwany komin. Odkrycie dedykuję Jordze...

niedziela, 21 września 2014

MURAL "KUJAWSKI"

>Portret Janka Parzybrody x 3, na elewacji frontowej Klubu Fado w Aleksandrowie na Kujawach Białych!

środa, 20 sierpnia 2014

Prepoštská jaskyňa - Bojnice

Muzeum prehistorii Słowacji znajduje się w szczególnym obiekcie – w Jaskini Proboszcza (Prepoštská jaskyňa) znajdującej się w Kotlinie Górnonitrzańskiej (Hornonitrianska kotlina) a w samym sercu miasta Bojnice. Dzięki znaczącemu znalezisku, Bojnice są uważane za pradawną kolebkę mieszkańców dzisiejszej Słowacji. Mające długą historię miasto Bojnice i zamek położone są na wielkim wzgórzu trawertynowym, które należy do największych tego rodzaju na Słowacji. Wzgórze powstało w wyniku osadzającego się wapienia ze źródła wody mineralnej. Natomiast sama jaskinia jest o charakterze nawisu skalnego. Szerokość jaskini wynosi mniej-więcej 12 metrów, wysokość waha się od 4,5 do 8 metrów. Bojnice należą do najbardziej znaczących znalezisk paleologicznych w Europie. W różnych lokalizacjach, w których kiedyś żył człowiek neandertalski, znaleziono kilka tysięcy artefaktów potwierdzających jego obecność w tym miejscu i świadczących o sposobie jego życia na terenach dzisiejszego miasta. Wśród tych artefaktów wymienić należy przedmioty z ociosanych kamieni, skamieliny kości zwierzęcych, jak również resztki ognisk. Do dziś nie znaleziono jednak w tym miejscu żadnych fragmentów szkieletu człowieka. Wśród znalezionych w trakcie prac archeologicznych pozostałości zwierzęcych znajdują się kości mamuta, nosorożca, lwa jaskiniowego, jelenia, prakonia, żubra, sarny, oraz kości różnych innych ssaków i ptaków. Znaleziono także narzędzia kamienne, różnego rodzaju odłupki takie jak odłupnie, drapaki w kształcie noży, dłuta oraz narzędzia służące do wiercenia itp. Pierwsi ludzie osiedlili to miejsce w okresie czwartorzędu (okres środkowego paleolitu, 120 000 – 90 000 p.n.e.). Pochodzące z młodszego okresu zasiedlenie jaskini sięga 60 000 lat p.n.e.). W Bojnicach odkryto jedenaście warstw stratygraficznych prehistorycznego zasiedlenia a znajdują się tutaj należące do najbogatszych w Europie znaleziska Neandertalczyka typu Le Moustier (nazwa pochodzi od równoimiennego znaleziska archeologicznego we Francji). Jaskinię odkrył w 1926 roku proboszcz Karol Anton Medvecký. Swoją nazwę jaskinia otrzymała od tego właśnie archeologa-amatora. Autor: Peter Pastier Źródło: TIK Bojnice---------------------DZIEJE EKSPLORACJI: W czasach historycznych jaskinia była znana od dawna. Chronili się w niej pasterze wypasający bydło w rejonie dawnej bojnickiej osady, a później strażnicy dokonujący obchodów murów miejskich. Co najmniej od połowy XIX w. użytkownicy ogrodów kościelnych mieli w niej kompostownik i śmietnik. Nazwa jaskini związana jest z jej „odkrywcą”, którym był w 1926 r. ówczesny proboszcz bojnickiej parafii rzymskokatolickiej a jednocześnie archeolog-amator, ksiądz Karol Anton Medvecký (1875-1937). Po uprzątnięciu śmieci wraz z innym miłośnikiem archeologii, Gejzą Turbą, odkryli oni w jaskini liczne kości zwierząt (m.in. mamuta), szereg narzędzi kamiennych i ślady ognisk. Mając świadomość wartości stanowiska i własnej ignorancji zabezpieczyli znalezisko, które było następnie zbadane przez czołowych specjalistów ówczesnej Republiki Czechosłowackiej (Karel Absolon, Lubor Niederle). We współpracy z archeologami polskimi i francuskimi ustalili oni, że Jaskinia Prepoštská była zasiedlona przez paleolitycznych łowców, którzy urządzili w niej wielki i długo funkcjonujący warsztat produkcji narzędzi kamiennych. Dalsze badania prowadzone m.in. w latach 1927 (J. Babor, J. Eisner, Š. Janšák), 1950 (František Prošek) i 1965-1967 (J. Bárta) wykazały w jaskini obecność osadnictwa paleolitycznego zaliczanego do tzw. kultury mustierskiej z okresu 90-60 tys. lat p.n.e. W jaskini i w jej otoczeniu zebrano ok. 3000 sklasyfikowanych znalezisk. Dzięki temu Bojnice są uznawane za najważniejsze i najlepiej zbadane siedlisko człowieka neandertalskiego na terenie Słowacji i jedno z najcenniejszych w skali Europy. Do dziś nie znaleziono jednak w tym miejscu żadnych fragmentów szkieletu tego człowieka[Wikipedia.Pl].

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Čičmany

Miejscowość Čičmany rozlokowała się u stóp Gór Strażowskich (Stražovske Vrchy) w Čičmanskiej Dolinie.Wyjątkowym, charakterystycznym elementem cziczmańskich drewnianych domów są geometryczne zdobienia ornamentalne. Autorkami ornamentów były kobiety, które pierwotnie ozdabiały gliną, a później wapnem, wyłącznie naroża swoich przybytków. Od XIX wieku stopniowo ozdobne motywy zaczęły się pojawiać na całej powierzchni nieotynkowanych domów.Malowidła miały chronić drewniane belki przed wilgocią i pękaniem spowodowanym przez słońce.Geometryczna ornamentyka była też stosowana w haftach, ozdabiających tutejsze stroje ludowe, obrusy i obrazki. Rezerwat zabytków tworzy 136 drewnianych domów.Najlepiej zachował się piętrowy Dom Radena (Radenov dom) oraz sąsiedni parterowy Dom Grzegorza (Gregorov dom), w których znajduje się stała ekspozycja etnograficzna.

Szybki strzał... Tatry Niżne

Chopok (2024 m n.p.m.) – szczyt w Tatrach Niżnych na Słowacji. Najczęściej uznawany za drugi pod względem wielkości, jednak według niektórych danych jest dopiero trzeci, po szczycie Štiavnica (często uznawanym za jedną z odnóg Dumbiera. Szczyt Chopoka leży w głównym grzbiecie wododziałowym Tatr Niżnych, we wschodnim, najwyższym fragmencie ich zachodniej części, zwanej Ďumbierskimi Tatrami. Chopok jest charakterystycznym szczytem, o kształtnej (choć niewysokiej) kopule szczytowej, „usypanej” z wielkich skalnych bloków. Budują go granity typu „Dumbierskiego”, dlatego jego rzeźba jest podobna do rzeźby sąsiednich szczytów: Dumbieru i Dereszy. Ku północy opada stromymi ścianami skalnymi, porozdzielanymi licznymi filarami i żlebami, do Doliny Demianowskiej (a ściślej: do jednej z jej górnych odnóg, zwanej Luková dolina), zaś ku południu – dość stromymi, choć gładkimi i słabo rozczłonkowanymi stokami do Doliny Bystrej. Zdobyty przeze mnie i Luxusa psa wczoraj- 17.08.2014. [Na górę weszli również: Edzia-Vegan Jihad, Biały i Biki-Infekcja band].

środa, 30 lipca 2014

Gorące lato...

{ NARODOWE PIKOWANIE PROSTO W BETON } no i stało się... chamstwo przeskoczyło płoty zabezpieczeń i wlazło w strefę sąsiedzkich kroków, kąsając ciałem ciężkostrawny jak olej na kołnierzyku pod szyją. oto psychotyczny wampir kulawego nacjonalizmu wyciągnął do światła swoje zęby i stanął niedaleko mnie, by machać umaczaną w gównie chorągiewką, jak sztandarem z pola boju. stanął z całym wachlarzem fałszywych zachowań, by otumaniać oddechy żyjące tuż za oknem, gadkami bez szans na szczery i dozgonny pokój. nawet teraz, w porze żniw, festiwali dla małolatów i rozwodnionego żaru w majtkach u wszystkich- istnieje i kusi gadką namiętną jak stadionowa zadyma, kusi do upustu krwi w imię orła, co nad krajem przeleciał kiedyś. tak, nawet w teraz, w wakacyjnej rosie da się odczuć jego smród, bo pasożyt ten nie zna litości, nie ma zahamowań, ani szacunku do odmienności, więc szczęki jego szukają całodobowo świeżych ciał. a przy nim, na wsparciu oni, ołowiane żołnierzyki w ludzkiej skórze- prawdziwe zagrożenie dla snu bez zakłóceń. oni- bezimienne bękarty flagi państwowej, które nie potrafią wyluzować, więc stale się aktywizują w bójkach, nie znając dnia, ani godziny bez zadymy i miejsca na konsensus. a ten ich wilczy bek- czaszkami upartymi w walce, jak ułańska szabelka na wojnie z czołgami- mąci letni śpiew słonecznej surówki, aż ciężko to znieść i nie wyrzygać... bo korpusiki wewnętrznej nienawiści, ogolone równo lecz mdłe jak bycze jajo w miodzie, torsy ugłaskane nożem gadki o honorze [w skwarze bliskim smaku pracującej huty], otumaniają miliony i rozbierają z indywidualności, co potrafi zabić... więc sorry Polsko, ale za stary jestem na ułańskie fantazje, by chcieć dołączyć do busa marki naród. sorry koziołki patriotyczne, ale ja nie łyknę jak młody pelikan gówniarskich dąsów waszych, ani ataków bez ostrzeżenia i wyzwisk z kibolskiej trybuny. ale wy dalej tanecznym krokiem nućcie obywatelu Kołomirze, nućcie obywatelu Swarożycu i wy towarzyszu orzeł, tę swoją narodową mantrę, na nutę buńczuczną jak bokser. nućcie ułomność waszą pod biało-czerwoną flarą, jak bydło stadionowe, podkreślając tekściki o czystości rasy, której nie ma. drzyjcie ryje ile wlezie, w imię honoru i miłości do krzyża, tyle że beze mnie, bo inna jest droga moja... ja po prostu nie ochujałem w masie tępej jak penis, nie zdziczałem jak niechciany pies. i nic tego nie odmieni. nawet wy, z bagnetami pod szyją- możecie mnie w dupę pocałować!

wtorek, 22 lipca 2014

To nie chmury...

To ALPY! [Widok z Gurten - 864 m n.p.m.]

wtorek, 15 lipca 2014

Jestem Pewien...

...Na szczycie góry - MEKKA!

niedziela, 8 czerwca 2014

. . .

. . .[ r e ż i m o w a o s i e m d z i e s i ą t k a ]. . .

Generała Jaruzelskiego nie da się wyciąć z pamięci żadnym ostrzem dobrych intencji. Przypominał wampira w żołnierskim mundurze, zionął ogniem groźnych przemów, a siła tych wypowiedzi paraliżowała nawet apolityczne i odporne na wstrząsy dzieci. Ton głosu umundurowanej głowy wdarł się we mnie jak kamień wycelowany w bezbronne i spowite snem okno. Jego ponurość nie używała złudzeń, ani środków znieczulających. Siała raczej grad i trudną do opisania niepewność nerwów. Ten jego radiowo- telewizyjny komunikat do narodu, z zimy osiemdziesiątego pierwszego opowiadał o potrzebie oczyszczenia kraju z deformacji i wypaczeń, i nic z niego nie rozumiałem. Ale to wystarczyło, by wywołać paraliż w przedświątecznej atmosferze. No i we mnie. Pamiętam to jak dziś... Dopiero zacząłem poznawać obowiązki podstawowej edukacji i mało kiedy wystawałem poza strefę zabawek, a jednak generalska polityka zajrzała tamtej zimy nawet do mnie. Pamiętam to... Z kokonu nocy wychodziła niedziela, w całym domu pachniało pastą do podłogi i płynem do mycia mebli. Ojciec, tuż po przyjściu z porannej mszy sprzątał teren skromnego mieszkania. Matka planowała wypieki i upychała po wszystkich kontach kuchni skromne prezenty, a tu, bum- On: wielkogłowy facet w żołnierskim mundurze i okularach na ćwierć twarzy. Kompletnie nieoczekiwany. I zaskakujący jak mróz. Wszedł do nas okiem telewizora, mówiąc o jakiejś, na wpół zrozumiałej dla wszystkich konieczności odsunięcia proroków konfrontacji i kontrrewolucji od robotniczego nurtu solidarności. No można było się zdenerwować... A tym bardziej porzygać ze strachu. Matka jako jedyna nie kryła przerażenia, tym swoim na okrągło powtarzającym się jak pacierz pytaniem: I co teraz z nami będzie? No co z nami będzie? Przecież to wojna... Mieszkający za ścianą dziadek, od świtu nie zdejmując uszu z radia, wypatrywał na orbicie nieba radzieckiego desantu. Niestety reakcji ojca nie pamiętam. Swojej własnej na wizję odwołania zajęć szkolnych również. Widzę tylko,i to jak przez mgłę, jak po jakimś czasie od oświadczenia generała głowa naszej rodziny, czyli mój ojciec zmuszony został do nagłego wyjazdu. Ale dla mnie wyszedł z domu, aby zaraz wrócić. Tak wspominam jego mobilizację, choć nie wiem jak było naprawdę. Czas spłaszczył wszystko. Szczególnie detale. Rozwalcował na nieodwracalne plastry. Tak czy inaczej powracający z wojska tatko odbezpieczył przed żoną sowietskoje igristnoje a swoim synkom rozdał banany. To akurat widzę bez zakłóceń. Były zielone, gorzkie i mało się nie porzygałem przy ich smakowaniu. W strefie zapamiętania znalazł się również płonący kosz pod kaplicą przy poczcie. W bieli śniegu grzało się przy nim paru mundurowych na patrolu. Przypominali rzucone na śnieg kartofle. Umundurowane wieśniacze twarze skute mrozem próbowały odetchnąć nad ogniem, odpędzić najgorsze i zrozumieć zaistniałe. Posiniałe od wiatru głowy zwieńczały czapki uszanki, a z ramion zwisały czarne sople kałasznikowów. Pilnowali nieporuszonego. Czekali na zarodek oporu, na iskrę zapalną, którą trzeba będzie na rozkaz spałować lub zastrzelić i wywieść do lasu żeby zatrzeć niepokój. Nic takiego jednak się nie stało wtedy. Żadnych czołgów nie było. Działek wodnych i koktajli benzynowych również. Żadnej masakry. Tylko te trzy, może cztery sylwetki chłopców okutanych w militarne kufajki. Tak, to był jedyny obraz wojny jaki pamiętam. Stali na skrzyżowaniu, między milicją, a kościołem i odstraszali zakazane. A potem zniknęli. Równie sprawnie jak się pojawili. Obrazy ludzi przeganianych gazem znałem wyłącznie z przekazów ustnych w rodzinie oraz tego, co dało się zobaczyć w telewizji. Coś takiego jak wielotysięczne zamieszki rozwrzeszczanej Solidarności były odległe dla mnie i zbyt obce, by ich wypatrywać. Oczywiście z biegiem czasu usłyszałem więcej o elektryku z Gdańska, co wielkim długopisem obronił postulatów „zbuntowanej” klasy pracującej, a pod żywopłotem wąsa wyhodował Matkę Boską w plastiku. Na znak sojuszu robotnika z kościołem. Ale wiek i mieszkanie przy granicy z największym krajem na świecie marginalizowało powagę całej sytuacji do minimum. Prawdziwe historie masowych strajków, pobitych demonstrantów i wywróconych do góry kołami kabaryn milicyjnych zobaczyłem z poważnym opóźnieniem. Wszystko przez to, że „masowy opór” był wyczynem wielkomiejskim i odległym ode mnie.I to o setki kilometrów. Bo mieszkałem na końcu ludowego świata, z dala od centralnej prawdy, wiec odbierałem przede wszystkim kontrrewolucyjny bezruch. A poza tym dopiero co zaczynałem żyć i nie wszystko było takie oczywiste, szare i beznadziejne dla mnie, jak potem.

. . .[ t ę s k n o t y ]. . .

Od jakiegoś czasu gniecie mnie niedosyt wszystkiego, co odeszło, co wyparowało z życia, którym oddycham. Nie jest to jednak coś materialnie skomplikowanego i niebywale przekombinowanego psychicznie. Przynajmniej dla mnie. Najczęściej chodzi po prostu o historie proste i życiowo realne, z tą jednak różnicą, że są to chwile dawno minione i kompletnie nie moje. Na przykład widok wypełnionej błotem budowy obwodnicy w Bieszczadach. Albo porażonych słońcem badań archeologicznych pod Nową Huta. Nęka też przypatrywanie się powolnemu zarastaniu lasem polskiej Bojkowszczyzny... Właśnie za tym tęsknię. Za światem zapomnianych szczegółów. Mówiąc krótko: obrazy, których się domagam, są starsze od zdjęć w rodzinnym albumie, ba, nawet starsze od tego, co sam sobie mogę przypomnieć. Wychodzą poza dzieciństwo i zahaczają o przestrzeń leżącą w strefach przed narodzinowych. Jednym zdaniem kwitując- obchodzi mnie czas osobiście niepoznany! To do niego lgnę podskórną cząstką siebie, do energii nieskonsumowanego, bo narodzonego za późno Tęsknię za czymś, w czym upatruję ukojenia, teoretycznie tam odnalazłbym kompletne zbawienie... Przynajmniej w teorii. Bo co innego, jak nie niepoznane jest moim wybawieniem? Teza taka zalatuje sektą lecz ma sens... W fotosie niepoznanych lat szukam przystani, w której odpoczęłyby roztrojone nerwy i zawiedzione myśli. Właśnie tam. I tylko tak. Dlaczego? Być może w ucieczce od rozczarowującego tu i teraz umiałbym dotknąć przestrzeni, która, wiem, że dawała jednostkom przede mną urodzonym ewidentnie prostszą drogę wytchnienia, od drogi, którą odbębniam ja, teraz. A takie tłumaczenie świata jest rozsądne... Nawet dla mnie. Potwornie nieufnego. I najprawdopodobniej zaraźliwe, gdyż moja matka też tęskniła... Pamiętam, że zawsze wodziła myślami za obrazami z dzieciństwa, za światem, w którym zabobon i religia mieszały się przed jej oczami z rzeczywistością, z rozświetloną elektrycznym światłem codziennością; przestrzenią życiową opartą na formach postępowania kompletnie wyzbytych przekombinowania i chęci posiadania czegoś nad wyrost. A wszystko, czego się dotknęła miało zapach domowej kuchni oraz śpiewu nawilżonego ukraińską mową... Zapamiętałem ją sobie jako tą, która lubiła przeżyte sojusze. I tego właśnie czuła niedosyt w życiu późniejszym, niejasnym, zamglonym i nierzadko stresującym. Być może przez to, że była szamanką... W chaosie dorosłego życia pichciła i nuciła piosenki pogranicza, wierząc, że podtrzymywaniem wspomnień jeszcze kiedyś wróci do świata, który ją wychował, zajrzy raz jeszcze w przestrzeń zaoraną pędem w przód... Dokładnie pamiętam ostatnią z nią wigilię: siedzieliśmy w jednym fotelu, przy choince pod oknem i przeglądaliśmy prezenty. Jednym z nich był magazyn o podróżach z artykułem o parze polaków z Krakowa, którzy nabyli huculską chatę w ukraińskiej części Karpat. Obserwując zdjęcie strzechy okrytej kołdrą śniegu stwierdziła, że chciałaby tam być, właśnie tam i właśnie teraz, by żyć jak dawniej... W dwa niepełne miesiące po wypowiedzeniu tych słów zmarła. Jestem pewien, że właśnie tam teraz jest, w tym, za czym tęskniła, w swoim własnym wyobrażeniu szczęścia. Być może wewnętrzny obraz mojej osoby chce również czegoś podobnego dla siebie? I stąd gdzieś we mnie to wewnętrzne tęsknienie za odegranym? Nie wiem. Czas dopiero ujawni, co z takich tęsknot się wykluło, bowiem on jedyny zna odpowiedz na zadawane przez człowieka pytania. Wiec w pokorze kroków spokojnie czekam na szept odpowiedzi jego, żyjąc wiarą w raj. Taki na wyciągnięcie ręki. Raj nieprzekombinowany. Prosty. I dla każdego. Nie inaczej.