środa, 28 kwietnia 2010

AGUAYA 8

foto:piotr kaczmarek

Uniesiony - wyzwolony

Przestałem się bać geograficznych rozstań
Zdrad
I nerwowych pożegnań

Wyzwolony - oczyszczony

Nie boję się spać
Ani okazywać banalnych potrzeb

Po prostu jestem
W dobrych rękach

PLANETA "OCALENIE"

Zawieszony w próżni
Emocjonalny górnik
Jak zagubiony sputnik
Zobaczył światło...

Tu AGLAJA 5
Możesz lądować!

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

niedziela, 25 kwietnia 2010

UWOLNIENIE





foto:piotr kaczmarek

niedziela, 18 kwietnia 2010

ZIMĄ, PRZED LOTEM ODWOŁANYM TERAZ

Widziałem szansę zamknięta w bilecie poczwórnym do Agadiru
I najwyższy szczyt jaki muszę zdobyć

Teraz widzę
Że to nie Los jest złym chujem
Tylko ludzie Ikarami

NO DOBRZE, PRZEPRASZAM

Przepraszam Papieża
Za niezapalenie znicza
Kiedy umierał...

Przepraszam prezydenta
Za nie zachowanie ciszy
W minucie pamięci o nim...

Przepraszam też wszystkich
Poległych w Iraku żołnierzy
Za brak szacunku do pieniędzy
Jakie otrzymywali...

Jednak aktorzy
Szczególnie słabi
Choć polegli
Ale męcząco przereklamowani
Nie interesują mnie

I to ani trochę

sobota, 17 kwietnia 2010

NA TYŁACH 10 KWIETNIA

Niebieski słoń

Taki kruchy ciałem
Jak flaga na wietrze
Ktoś

Taki niebieski kształt
Uformowany z modeliny lekkiej
Jak skafander nurka

I oczach wielkich
Jak dwa usmażone na sztywno
Jaja

To prezent dla mnie
Od Warszawianki mojej
Od jedenastoletniej rocznikowo
Blondyneczki

Od niebieskookiej Yorgi Binder

Na drogę w pociągu pełnym ciemności
I głosów nie gasnących w pamięci
O najgorszym w sondażach przedśmiertnych
Prezydencie

Rozbitym ostatecznie
Na Wawelu

Choć jego lot
Zakończył się dużo wcześniej
Bo pod Smoleńskiem

Więc chwała dzieciakom
Za dystans do polityki!

MIJANKA W RZECZYCY

Ja
Zalegalizowany biletem wędrowiec
W torowcu pośpiesznym
I ukierunkowanym na przesiadkę
W Mieście Stołecznym
Myślę sobie
Kursem zgłoszonym w kasie
O jutrze Świata
Takim wielkim
I wyniosłym
Oraz moim własnym
Dużo mniejszym
Bo bez prądu

One zaś
Te wszystkie anioły miejscowe
W skafandry kobiet zapakowane
I osobówką do Stalowej pokornie nadane
Pracują myślami
W rytm bioder
Bardziej regionalnie
I pod siebie

Bo takim dziewczynom jak te
To tylko karki w głowach
I zimne łokcie przed seksem
A potem ciąża
Pomyślałem

Żadne zbawianie ludzkości
I żaden ja
Żadne ruchy w przeciwną stronę

Stalowa Wola to jest ich META
I życie poważne jak kolejowy przejazd

SANOCKI HIPERREALIZM

Prawdziwi ludzie są ze stali

A tak przynajmniej twierdzi
Chuligańskie graffiti
Na tutejszym Domu Turysty

Podupadłym w boju
Jak Stomil
I zagórzański Autosan

I chyba w tym jest
Jakiś opiłek prawdy
Bo nikt nie cenzuruje
Takich słów
Korektorską farbą

Tylko pozwala
Nabrać ich sile
Wymiaru społecznego

A turyści?
No cóż...

Takie prawdziwe wielbłądy dwunożne
Przeszły do cienia historii
Jak Świerczewski pod Baligrodem
Ustrzyckie punki
I wąskotorówka do Cisnej

I tyle

To już koniec
Bieszczadzkiego wiersza

sobota, 10 kwietnia 2010

LANY PONIEDZIAŁEK

Od Berlina po Lviv
A na pewno
Od Sanu po Glinianiec
Obłoki wodne
Sine od awantur meteo
Leją dziś
Na ludzi pod sobą
Jak psy zerwane z łańcucha

A samowola taka
Pasuje jedynie
Dzieciakom uzbrojonym
W karabinki wodne
I puszki z karbidem
Na chwałę
Zmartwychwstania Jezusa Hipisa

Dorośli jednak myślą inaczej
I świętują spokojniej

Pełnoletni rzeźnicy
Żłopią wódę pod jaja w majonezie
I bunkrują swoje czerwone pyski
W intencjonalnym narzekaniu na wszystko
Co silniejsze od nich
Tutaj

Na brak roboty
Prowincjonalizm sklepowy
I otępiający spokój
Na około głowy

Bo nie wiedzą
Co mają

Robiąc z Raju
Poczekalnię do Nikąd

JEDEN DZIEWIĘĆ SIEDEM SIEDEM

Po raz pierwszy od trzech wiosen
Mój nadodrzański dom
Mobilny jak telefon
I kruchy jak skorupka ślimaka
Nałożyć musiał kod dostępu
Aby spać mniej nerwowo

Bo pierwszy raz
Od trzech kwietniowych miesięcy tutaj
Moje mieszkanie na kołach
Obawia się nalotu
Pogotowia energetycznego
A także złych wąsaczy z Wodociągów
Stacjonujących za siatką ogrodzeniową
I łasych na donosy
Jak pierwszy lepszy koń
Na cukier

Jest też pierwszy w tym istnieniu pies
Który sam do mnie lgnie
I daje wsparcie swoją obecnością
Choć nie jest sierotą
Ani nie wygląda na wygłodzonego

A urodził się w jednej z jaskiń Granady
I skłotował nie jedno miejsce w Norwegii
Przez co dobrze wie
Jak myślę
Czym jest w o l n o ś ć k r o k ó w
Dla mnie

Choć nie umie gadać po mojemu
Ani nie jest bezdomny

A na dodatek
Patrzy na mnie oczyma
Jakby stróża
Takiego mojego
Który się zagubił kiedyś
Być może przy porodzie
Ale umiał odnaleźć z czasem

I w tym momencie odczuwa skruchę
I zachowuje się tak
Jakby chciał powiedzieć moim językiem
Że już więcej numeru takiego
Nie odjebie

Ani mi
Ani światu

BRAK SIŁY NA TYTÓŁY

"Oj nie dobrze, niedobrze.. Niby wiosna taka,
a tu więcej niepewności niż zieleni".

Aleksandra Rózga, BEZSENNY SMS

>

Odkąd pozwolono mojej personie
Zapamiętywać to
Co się mówi do mnie
Wpajano mi sukcesywnie
Że facet nie płacze
Kiedy coś go złamie
Pod czaszką

Ewentualnie zazgrzyta zębami
I zacznie pisać wiersze
Ale najlepiej po kryjomu
I do szuflady
Żeby nie być posądzonym o pedalstwo
Lub hipisostwo

Ale mam to gdzieś

Mam to w chuju
Głębokiej dupie
I sam nie wiem
Gdzie jeszcze

Po prostu mam daleko

Mam
Bo płaczę